Szalom ludzie prawowierni, kozy, goje, gojki i ty, księże proboszczu. Aj waj, ależ się znowu na świecie nawyrabiało. Uprzedzam, że będzie długo i bez przekleństw - jak ci nie pasuje to skończ lekturę >>>tutaj<<<.
Dzisiejszy przegląd wiadomości różnych, kwadratowych i podłużnych, zaczniemy sobie nietypowo - od pochwały. Nieczęsto chwalę rząd partii Podwyżki i Socjalizm (przepraszam: Prawo i Sprawiedliwość), jeszcze rzadziej ministra edukacji, pana Przemysława Czarnka, ale dziś wypada mi to zrobić. Otóż pan Przemysław Czarnek podpisał rozporządzenie w sprawie szkolenia uczniów ze strzelania w ramach przedmiotu edukacja dla bezpieczeństwa. Osobistycznie uważam, że, biorąc pod uwagę dość napiętą sytuację międzynarodową, jest to krok w dobrą stronę. Za moich młodzieńczych lat dość popularne było powiedzonko, że w szkole najważniejsze są dwa przedmioty: przysposobienie obronne i historia. Przysposobienie obronne po to, żeby umieć strzelać, historia po to, żeby wiedzieć do kogo.
No, koniec tych pochwał, wracamy do rzeczywistości. To, że przyszli pełnoletni obywatele Najjaśniejszej będą umieli zrobić użytek z broni, gdy już ją w swoje łapki dostaną, jest krokiem w dobrym kierunku. Ale zanim ten krok zrobimy trzeba rozwiązać całą masę problemów. Pobudować strzelnice, żeby dzieciaki miały gdzie strzelać. Trzeba te strzelnice wyposażyć, zarówno w wiatrówki, jak i w broń palną. Trzeba zapewnić fachową kadrę, która będzie miała wiedzę na temat broni* i umiała ją przekazać. Tego wszystkiego nie osiągnie się podpisaniem rozporządzenia, na to potrzebne są pieniądze, czas i odpowiedni ludzie.
Kolejną kwestią jest to, że sama nauka strzelania może nam dać świetne wyniki w zawodach na strzelnicy, ale niekoniecznie w razie ewentualnego konfliktu zbrojnego. Czasy, kiedy wraże wojska maszerowały na siebie w równych szykach i strzelały na komendę dawno już minęły, na współczesnym polu bitwy równie ważne jak samo strzelanie są umiejętności przemieszczania się, wczesnego wykrycia przeciwnika, współpracy z kolegami czy obsługi nowoczesnego sprzętu - a tego nie da się wyćwiczyć dziurawiąc pociskami kolejne tarcze ze statycznej postawy.
Następną sprawą jest dostępność w Polsce broni - a raczej jej brak. Możemy mieć najlepszego na świecie kierowcę rajdowego - ale jeśli nie będzie miał dostępu do samochodu to wyścigu nie wygra. Identycznie jest w przypadku broni: możemy wyszkolić sobie mnóstwo celnie strzelających obywateli - ale jeśli nie będą mieli karabinów to ich wartość bojowa będzie żadna.
Poza wprowadzeniem szkolenia strzeleckiego w szkołach należałoby jeszcze zmienić Ustawę o Broni i Amunicji gdyż w obecnie obowiązującej jest całe mnóstwo nonsensów. Żeby daleko nie szukać: pracownik ochrony jeżdżący w konwojach i mający pozwolenie na używanie broni w pracy musi oddzielnie ubiegać się o pozwolenie na posiadanie broni prywatnej - a takowego może nie dostać gdyż jest ono uznaniowo wydawane przez policję. Na posiadanie broni palnej rozdzielnego ładowania wyprodukowanej przed 1885 rokiem lub jej repliki pozwolenia mieć nie trzeba - ale na średniowieczną kuszę lub jej replikę już tak. Przerdzewiałe resztki broni wykopane gdzieś na polu, które niebezpieczne mogłyby być tylko w razie użycia ich jako maczugi, są przez UoBiA traktowane na równi z pełnosprawną bronią bojową prosto z fabryki.
No, ale zostawmy już problemy związane z bronią, zerknijmy sobie teraz do Gdańska, gdzie przez owce zrobił się straszny smród. Znaczy nie to, że owce na południu Trójmiasta jakoś specjalnie uskuteczniają naturalne potrzeby na potęgę - po prostu gdański magistrat na trzy miesiące wynajął te sympatyczne wełniaki żeby w jednym z parków przystrzygały trawkę i naturalnie nawoziły trawniki. Z pieniędzy podatników poszło na ten cel 150 tysięcy złotych - i właśnie to bardzo wjawnogrzeszniczyło Gdańszczan. Otóż pokazało się, że owce wrzosówki, takie jak wynajęte przez Gdański Zarząd Dróg i Zieleni, można kupić za 200-300 złotych od sztuki. Licząc nawet te 300 od łebka - to za 150 tysięcy złotych można by nabyć, i to na własność, a nie w ramach wypożyczenia na 3 miechy, nie 15 sztuk, a 500. Gdański Zarząd Dróg i Zieleni tłumaczy się co prawda, że to w ramach pilotażu, że za tę kasę to jeszcze teren wypasu wygrodzą, szopę postawią, żarcia nakupią i weterynarza wełniakom zapewnią - ale dalej to ciut drogo wychodzi. Do identycznych wniosków doszli widać Gdańszczanie, gdyż sobaczą podwładnych pani Aleksandry Dulkiewicz ile wlezie.
A na koniec wpisu kurcgalopkiem zasuniemy sobie do Francji. Otóż tamże, na południu, płoną lasy. To się zdarza, panują upały, jest susza, czasem nawet niedopałek papierosa rzucony przez nieodpowiedzialnego człowieka może spowodować nieszczęście. Strażacy walczą z żywiołem,. ale raczej kiepsko im to wychodzi - co zagaszą w jednym miejscu to zaraz pożary w dwóch innych wybuchają. Ludzie zmuszeni są do ewakuacji gdy żywioł podchodzi pod ich domostwa. Niektórzy ewakuują się aż na brzeg Morza Śródziemnego - a że upały są tam potworne to wraz z urlopowiczami wchodzą do wody aby się schłodzić. A w wodzie na kąpiących się czekają nieprzyjemne niespodzianki: ryby z rodziny rogatnicowatych. Otóż rybom się najwidoczniej nie podoba naruszanie ich terytorium - i gryzą. Ostatnio tylko jednego dnia do lekarzy zgłosiło się ponad 40 ludzi pokąsanych przez rogatnice. Przejewalone mają ci Francuzi: śmierdzący ruską onucą prezydent, upał, susza, pożary, żrące po nogach ryby, hordy Ludu Pustyni i Puszczy koczujące na ulicach, robiące z nich śmietnik i czasami gwałcące (przepraszam: ubogacające kulturowo) Francuzki lub turystki, raz na czas jakiś wyznawca religii pokoju kogoś rozstrzela, wysadzi lub rozjedzie; do tego niejadalna kuchnia i niepijalne wina. Przejewalone na maksa.
Pozdrawiam ze Wspanialewa Górnego
* oraz urządzeń pneumatycznych, gdyż w myśl Ustawy o Broni i Amunicji tym właśnie są wiatrówki o energii wylotowej pocisku do 17 J.